Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 0
Oglądałem sobie dzisiaj trasy tegorocznego Sudety MTB Challenge i zauważyłem jakąś nowość. Poza tym, że dwa pierwsze etapy startują ze Stronia Śląskiego i objeżdżają moje ulubione góry - Masyw Śnieżnika i Góry Bialskie, to trasa pierwszego zawiera zjazd z Lesieńca. Jeżeli dobrze pamiętam, to tego nie było poprzednio w programie. Byłem tam parę razy, ale nie odważyłem się zjechać. Chociaż ostatnio rowerem, to byłem pod koniec 2011. Na etapówkę się nie wybieram, ale MTB Marathon może pokrywać się częściowo z tą trasą, także trzeba będzie się wybrać poćwiczyć. W tym miesiącu wziąłem się za technikę, zarówno na mokro na rowerze (cegielnię mam już całkiem całkiem obcykaną), jak i na sucho. Czy będą efekty, zobaczymy na maratonach. Wracając jeszcze do etapówki, to w tym sezonie na pewno nie. Może w przyszłym uda się zrobić "połówkę". Z tego co widzę, to połówkowe etapówki są dosyć popularne i większość organizatorów oferuje coś takiego.
Poprzeglądałem różne stare zdjęcia i naszła mnie ochota na rower. Wyszedłem trochę późno, jak na szosę, ale musiałem najpierw przetrawić moją własną domową pizzę. Przynajmniej nie narzekałem na brak węglowodanów. Trening w tlenie. Powrót już w szarówce, ale fajnie się jechało.
Piątek, 25 kwietnia 2014 · dodano: 25.04.2014 | Komentarze 0
Niby tydzień regeneracyjny, tylko 2h w tlenie, ale i tak jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego treningu. Czuć trochę mocy pod nogą. Może to tylko wrażenie... zobaczymy. Końcówka w deszczu, było już słychać grzmoty.
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0
Odwiedziny u rodziny w Działoszynie. Po standardowej sałatce, babce i serniku pojechałem rozeznać się w okolicznym terenie. Z początkiem trafiłem dobrze - stromy podjazd ścieżką od kościoła, przez stary cmentarz na Górę Wiatrakową. Z góry jest widok na Działoszyn, cementownię i okoliczne pagórki z lasami. Trafiłem też na budowany dworek z XVIII w.
Później Traktem Kamiońskim do wioski o nazwie Kamion, gdzie przekroczyłem Wartę i objechałem kawałek pętli wieluńskiego bikemaratonu. Głównie las i trochę pól. a polne drogi są tutaj bardzo widokowe, przypominają trochę te na Wzgórzach Trzebnickich.
W Przywozie zauważyłem drogowskaz do Mogiły Książęcej, z ciekawości zajechałem zobaczyć.
Powrót tym samym traktem. Taki wyjazd to miła odskocznia od jazdy w okolicy Wrocławia. Nie mówię, że we Wrocławiu jest źle, ale to jednak fajne uczucie wjechać w teren po 100 metrach od domu, a nie 8 km. Chociaż 8 km dojazdu też ma jakieś plusy, przynajmniej można się dobrze rozgrzać ;)
Niedziela, 20 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0
Podczas mycia roweru usłyszałem cichy pisk z okolic przedniego koła. Przyjrzałem się bliżej i zobaczyłem kolec tkwiący w oponie. Zaniosłem koło do pokoju, żeby później załatać dętkę. Polałem wodą drugie koło i znowu usłyszałem pisk i bulgotanie. No cóż, przygotowanie do jazdy mi się przedłużyło. Dziwne, bo przecież jeździłem w piątek, kolce przebiły oponę na wylot, a nie miałem "flaka". Gdyby nie to, że myłem rower, to pewnie bym tak wyjechał.
Przy okazji tego mycia, nakleiłem sobie naklejki na rower i kask, oraz zmieniłem zacisk sztycy - ostatnia część, co się uchowała z Horizona. Chyba mogę teraz powiedzieć, że mam nowy rower ;). Ludzi w lesie mnóstwo, więc pojechałem sobie w rzadziej uczęszczane zakątki. Najpierw południowa część Lasu Mrozowskiego, a później Stara Cegielnia. Było sucho, więc sobie tam całkiem fajnie polatałem. Jest lepiej, coraz mniej używam hamulców. Powrót do domu przez Wiśniową Górę.
Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 2
Wszystkim ośmiu osobom, które tutaj wchodzą, życzę smacznego jajka i mokrego dyngusa, no dobra, tym co się kryją też.
W planie było to samo, co w czwartek. Nie wiem, czy byłem zmęczony, czy może wiatr wysuszył mi pasek od pulsometru. Pokazywał on jakieś dziwne wartości, a dwa razy się zatrzymywałem, żeby go nawilżyć wodą z bidonu. Więc obstawiam, że jednak byłem zmęczony. No dziwne, więc plan wykonałem w połowie i zrobiłem sobie szybszą wycieczkę po wzgórzach. Gdyby ktoś pytał się, z której strony wiał wiatr - odpowiadam - z każdej. Chyba jeszcze nie było w tym roku dnia z normalną pogodą. O dniu z dobrą widocznością nawet nie wspomnę.
Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 4
Obudziłem się trochę obolały po wczorajszym treningu, więc wybrałem się do lasu, coby się rozjechać. Zabrałem saperkę, bo miałem zamiar naprawić oberwany po maratonie trawers. Niestety chyba już nic nie da się z nim zrobić, więc zacząłem kopać nową ścieżkę we wschodniej części "kompleksu". Jest trochę zarośnięty, ale coś fajnego da się tam ułożyć ;)
Czwartek, 17 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 0
Znowu na południe, jednak dzisiaj coś mnie tknęło i pojechałem okrężną drogą, przez Most Ratyński. Raz, że niezbyt miałem ochotę na trening, a dwa, że ile razy można jeździć tak samo. Na tym moście ostatni raz byłem chyba jeszcze horizonem. Później ulicą Gromadzką aż do momentu, w którym rozpoczął się ładny asfaltowy dywanik. Stwierdziłem, że może warto dzisiaj zrobić coś dla siebie i nacisnąłem "start" w garminie.
Asfalt ciągnął się skrajem lasu, w Gałowie skręcił ostro w lewo. Wjechałem w zielony, lekko opadający tunel. Tylko szosa i las. Ten odcinek nie miał nawet 2 kilometrów, a sprawił mi tyle radości. Wędruje do TOP 3 południa. Dalej standardowo interwałowo do Gniechowic. Później rozjazd szosą przez Strzeganowice, gdzie zauważyłem małe halo obok słońca (ta mała biała plamka, po drugiej stronie też była, jakby co). Dojechałem do wojewódzkiej, niby nie ma tam specjalnie dużego ruchu, ale jakoś nie lubię tego odcinka, więc zjechałem w kierunku Sadowic. Nigdy tamtędy nie jechałem - najpierw kawałek ładnego asfaltu, a później zaczął się taki "znośny". Skałka, Samotwór, miałem zamiar pojechać zrobić zdjęcie tej fajnej szosie z Gałowa do Samotworu, ale zrobiło się już późno i chłodno.
Bystrzyca z Mostu Ratyńskiego
Halo
O, ktoś dotarł aż tutaj?
No no, całkiem gładko mi się pisało dzisiejszą notatkę. I nawet ostatnie zdjęcie mi wyszło. nie powstało ono przypadkiem.... Kawy prawie nie piję, wiadomości nie oglądam, a jednak niektóre rzeczy w internetach potrafią i zdrowo podnieść ciśnienie. Odnosi się to do
#shitstormu u Sufy.
Naprawdę, chciałem zająć jakieś stanowisko, ale jeszcze nie widziałem na BS takiego festiwalu podwójnych standardów - ckliwych tekstów o empatii i współczuciu w połączeniu z licytacją "które drzewo ma największy współczynnik zabici/gałąź" - grania na emocjach, wybiórczego odpowiadania na komentarze i olewania kontrargumentów. Zabrakło tylko porównań do Hitlera. Też wrzucę mądry cytat.
---
– Może – zaczął – przejdziemy do zagadnień polityki monetarnej... – Polityki monetarnej?! – wrzasnął przerażony Ford Prefect. – Polityki monetarnej!!! Doradca handlowy obdarzył Forda spojrzeniem, które mogłaby powtórzyć jedynie ryba płucodyszna. – Polityki monetarnej – powtórzył. – Chyba wyraźnie powiedziałem. – Skąd możecie mieć pieniądze, jeśli nikt nic nie produkuje? Przecież pieniądze nie rosną na drzewach! – Czy mógłbym skończyć? Ford pogardliwie skinął głową. – Dziękuję bardzo – zgryźliwie powiedział doradca handlowy. – Odkąd kilka tygodni temu postanowiliśmy wprowadzić jako oficjalny środek płatniczy liść, każdy stał się oczywiście niezwykle bogaty... Ford z niedowierzaniem patrzył na zebranych. Przytakująco pomrukiwali i chciwie macali pęki liści, którymi mieli powypychane bluzy. – ...niestety z powodu wysokiego wskaźnika dostępności listowia pojawił się problem niewielkiej inflacji, co oznacza, jak słyszałem, że aktualny kurs wynosi około trzy zagajniki za jednego fistaszka z zapasów statku. W tłumie rozległ się pomruk przestrachu. Doradca handlowy uciszył ludzi gestem. – W celu zlikwidowania tego problemu i skutecznej rewaluacji liścia rozpoczęliśmy właśnie szeroką kampanię usuwania nadmiaru liści i... eee... palimy lasy. Chyba zgodzicie się ze mną, że w panującej sytuacji to rozsądne posunięcie. W tłumie przez sekundę panowało niezdecydowanie, kiedy jednak ktoś zauważył, że skutecznie podniesie to wartość liści, które mają w kieszeniach, wybuchły okrzyki entuzjazmu i zgotowano doradcy handlowemu owację na stojąco. Obecni w tłumie księgowi zaczęli się szykować na bardzo dochodową jesień. ---
Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 15.04.2014 | Komentarze 5
Piąty wyścig w okolicy Mrozowa i Wojnowic, tym razem start z Miękini, a nie z Wrocławia. Czy nowa miejscówka jest trafiona? No przecież wszyscy wiedzą, że te single są MEGA.
Na start dojechałem sobie w iście królewskich warunkach, nareszcie jest bagażnik dachowy - nie trzeba przeciskać roweru między siedzeniami, ani gnieść się z nim w środku. Na miejscu odebrałem paczkę teamowych skarpet, zrobiłem rozgrzewkę i ustawiłem się w sektorze. Start trochę się przeciągał, tętno wróciło do spoczynkowego, z mżawki zrobiła się słoneczna pogoda. W końcu wystartowaliśmy, z półgodzinnym opóźnieniem.
Aż do 11 km jechaliśmy w grupie, starałem się torować sobie drogę do przodu, ale tłok skutecznie mi to uniemożliwiał. Co mrugnięcie oczami, Krzysiek przeskakiwał kilka osób do przodu i w końcu zniknął mi z oczu. W końcu dojechaliśmy do pierwszej górki. Jak zwykle, na zjeździe zrobił się korek, więc ładnie objechałem bokiem wszystkich sprowadzających. Później jeszcze jedna górka, na której przeprowadziłem ładny atak, z którego jestem całkiem zadowolony - wyskoczyłem do przodu w 2/3 podjazdu, wrzuciłem łańcuch na blat i zleciałem w dół. Po chwili bufet, banan i żel. Później jazda polami do Łąkoszyc, trochę tej słabej, wysysającej energię błotno-trawiastej mazi, której szczerze nienawidzę. Jechaliśmy już mocno rozproszeni, w dodatku po płaskim i odkrytym terenie, więc nic ciekawego się nie działo. Kolejny bufet, ostatnia prosta do singli, na której nic nie udało mi się ugrać.
Na pierwszym do połowy jechało się ok, tak jak ćwiczyłem na treningach, później dogoniłem jakiś korek. Więc trochę lipa, bo goście postanowili sobie urządzić jakąś siłową wycieczkę. Szkoda ryzykować zerwania łańcucha, więc prowadziłem za nimi. Wyszło mi to tak samo szybko, a może nawet zaoszczędziłem kilka watów. Po tym singlu był jeszcze jeden podjazd ze stopniem, poszedł bez problemu, pomimo tego, że korzenie były śliskie. Udało mi się na tym podjeździe i późniejszym zjeździe wyprzedzić tyle osób, że byłem sam. Niestety za bardzo się rozbujałem i nie zdążyłem zredukować przed podjazdem, przez co straciłem jedną pozycję. Później wjechaliśmy na właściwą część Starej Cegielni. Rzuciłem scyzoryk ze skuwaczem jakiemuś gościowi z rozwalonym łańcuchem. Mam nadzieję, że poradził sobie z jego złożeniem. Później było bardzo tłoczno, starałem się zwalniać i nie wisieć innym na kole, żeby mieć przestrzeń do jazdy, częściowo się udawało. Najgorzej było na wylocie z tych singielków - nie dało się wyprzedzać nie przez tłok, albo jakieś techniczne trudności, a przez jeżyny.
Po wyjeździe wypiłem połowę rezerwy izotoniku, żeby złagodzić skurcze i zacząłem nadrabiać stratę. Po drodze był jeszcze jeden fajny fragment, o którym nie miałem pojęcia. Później jeszcze kawałek ścieżki ponad stawem, pałac na wodzie, rowy, bufet. Cały czas pracowałem, a smaru w napędzie już za wiele nie zostało. Wyprzedziłem Arka. Wjechaliśmy na chwilę do Mrozowa, ktoś z grupki, którą goniłem wbił się w wyjeżdżający z podwórka samochód. W okolicy rozjazdu wziąłem ostatni mały żel i zacząłem sprint do mety.
Dojechałem 212/869 OPEN mega, 59/171 M2 mega. Wynik całkiem w porządku, chociaż mogłoby być o te 12 miejsc lepiej. W zeszłym roku byłem 324/600, więc jest progres - z drugiej połowy do pierwszej ćwiartki. Jednakże, muszę sobie przyznać dużego minusa za rozłożenie picia i żeli. Drugi sektor jest od 0,770 pkt, ja mam 0,761, więc zostaję jeszcze w trzecim. Zobaczymy, co będzie w górach. Zastanawiam, się nawet nad spróbowaniem w Złotym Stoku (MTB MT) dystansu giga. Do organizatora nie mam żadnych zastrzeżeń, nawet makaron mi smakował.
Co do wyników innych z Mitutoyo Dema PWr Team:
Patryk Kaczmarczyk 2. miejsce OPEN i M2 na Mega
Krzysztof Nowakowski 2. miejsce M4 na giga
Mitutoyo Dema PWr Team 1. miejsce w klasyfikacji drużynowej OPEN