Piątek, 30 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 2
Dzisiaj trochę bardziej widokowo-krajobrazowo, a z pewnością więcej terenu. Wystartowałem przed szóstą, na Igliczną podjeżdżałem jeszcze po ciemku, miejscami miałem wątpliwość, czy dobrze jadę, bo po ciemku ta droga całkiem inaczej wygląda :D. Dojechałem na Igliczną, poczekałem na wschód słońca i zamieniłem słowo z właścicielem schroniska.
Zjechałem kawałek z Iglicznej do skrzyżowania szlaków i pojechałem nieszlakowaną drogą, wiodącą górną krawędzią jeszcze okraszonej jutrzenką Polany Śnieżnej do niebieskiego szlaku. Podjechałem kawałek zwózkową masakrą
Dalej czerwonym rowerowym na Żmijową Polanę i tym samym pobijam rekord wysokości o jakieś 30 m.
Czarna Góra znowu w chmurze
Szkoda, że nie pojechałem wtedy, w sierpniu, z Adamem w Masyw Śnieżnika. Na drogach jest rzeczywiście mnóstwo kamieni, a i w tak wysokich górach łatwo o niedotlenienie.
Jest też mnóstwo ostrych zakrętów.
Nie mówiąc już o przerażającej stromiźnie tamtejszych ścieżek.
Z polany przejeżdżam zielonym rowerowym, podcinającym strome zbocze Czarnej Góry.
Nagle słyszę donośny dźwięk, tak jakby toczących się kamieni, tętno wskakuje mi w ostatnią strefę i sarna przeskakuje przed moim rowerem.
Dojeżdżam do asfaltowej drogi prowadzącej na Czarną Górę, kilkadziesiąt metrów dalej zjeżdżam na zielony pieszy, który trochę męczy moje nadgarstki :P, ale przejeżdżam go w całości, co prawda ze średnią 7 km/h, ale i tak jestem z siebie zadowolony.
Dojeżdżam do niebieskiego, wyjeżdżam znów na Polanę Śnieżną.
Dalej jadę tą samą drogą na Igliczną, gdzie robię kilka zdjęć.
Następnie zjeżdżam z Iglicznej czerwonym szlakiem - bardzo fajna ścieżka, miejscami trochę stroma, ale raczej nie powinno być problemów z jej przejechaniem. Jedynie trzeba uważać na końcu, gdzie zaliczyłem glebę na śliskiej trawie. Po śniadaniu do szkoły :)
Środa, 28 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 2
Wstałem gdzieś koło 5:50 i już po 6 byłem przy rowerze. Włączyłem lampki i pojechałem w stronę Idzikowa, zrobiłem panoramę Masywu Śnieżnika, i saren pasących się na polu, i skręciłem na drogę 392 w stronę Stronia Śląskiego.
Na podjeździe na Puchaczówkę zatrzymywałem się parę razy - raz, żeby zjeść pół czekolady (jazda przed śniadaniem) a później na zdjęcia.
widać już jesień
widoki z przełęczy, na chmury...
nadajnik na Czarnej Górze
Z przełęczy skierowałem się asfalto-żwiro-błotem w stronę Czarnej Góry, odbiłem na niebieski szlak, a później skręciłem na zielony.
zwózkowa masakra na skrzyżowaniu zielonego i niebieskiego
tutaj też powinno być widać nadajnik, no ale są chmury ;)
Zielony szlak był całkiem przyjemny, tylko jeden bardziej kamienisty i stromy odcinek, dojechałem do polanki koło Iglicznej.
Później nadal jechałem zielonym szlakiem, wyjechałem trochę poniżej Iglicznej, więc podjechałem kawałek brukowaną drogą.
Sanktuarium MB Śnieżnej
widok w stronę Kotliny Kłodzkiej
i w stronę Śnieżnika
i Czarnej Góry(?). Zjazd asfaltem, po powrocie szybko zmyłem z siebie błoto, zjadłem coś i poszedłem na lekcje ;)
Sobota, 24 września 2011 · dodano: 24.09.2011 | Komentarze 0
Pojechaliśmy tak trochę trasą BM, do lasu wjechaliśmy innym niż zwykle wjazdem (przy drodze na Wilkszyn). Najpierw pojechaliśmy taką drogą: a później przez Górę Lisie Jamy, która byłaby dobrą alternatywą dla Wiśniowej, gdyby nie fakt, że nie ma na niej ścieżek. Ktoś chętny na wyprawę ze szpadlem? ;)
zdjęcia są autorstwa Kuby7033 Później na Wiśniową, dalej do Lasu Mrozowskiego, najfajniejszy zjazd w okolicy, później też fajny podjazd, znowu zjazd, zarośniętą już drogą koło opuszczonego cmentarza, w jego okolicy była przerwa na lans w słońcu następnie wylądowaliśmy w Białkowie. Kawałeczek szosy i znowu w las. Rowy trochę się spłyciły od czasu BM i łatwo można przez nie przejechać, co widać na załączonym obrazku.
Po przeniesieniu rowerów obok zwalonego drzewa dojechaliśmy do pałacu w Wojnowicach, później już bez postojów wróciliśmy do Wrocławia.
Piątek, 23 września 2011 · dodano: 24.09.2011 | Komentarze 0
Przez las na górkę w Brzezinie, zjazd, podjazd, zjazd i mały wyścig z napotkanym szosowcem. Wyprzedziłem go na pagórkach przed Wilkszynem, a później on mnie i cały czas utrzymywałem odległość tych 50-70 m, na podjeździe na mostek na Marszowicach zmniejszyłem różnicę do 20 m, a później się rozdzieliliśmy, cały czas trzymałem prędkość powyżej 30. No trudno, może innym razem. Po tym małym wyścigu byłem zmuszony do odpoczynku na przejeździe kolejowym, jestem usprawiedliwiony ;)
Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 2
Kolano już całkowicie mnie nie boli, ale i tak profilaktycznie nie katowałem się zbytnio :P. Nawet przenosiłem zwierzątka z asfaltu na pobocze. I przy okazji pękł trzeci tysiąc.