Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 0
Z bratem do rowerowego - kupiłem wolnobieg siedmiorzędowy i klucz do wolnobiegu. Chciałem kupić jeszcze olej mineralny do hamulców na stoisku rowerowym i towot na budowlanym, ale niestety nie było :/
Sobota, 1 października 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 0
Zmęczony słuchaniem ryków monster trucków i głosem znanych rajdowców - Krzysztofa Hołowczyca i Tomasza Adamka uciekłem z oblężonych samochodami i okopanych Pilczyc w stronę Lasu Mokrzańskiego, zrobiłem z sześć podjazdów na Wiśniowej Górze i pojechałem w stronę Lasu Mrozowskiego.
W Lesie Mokrzańskim trwa wycinka - na skrzyżowaniu dróg pożarowych ścięto dość stare drzewa i przy okazji połamano znaki. Przy zielonym szlaku leżą całe stosy pni.
W Lesie Mrozowskim jest o wiele spokojniej - mało kto tam zagląda i są dzikie zwierzęta (widziałem tam kiedyś sarny, zające i lisa). Niestety, ktoś raczył posprzątać w samochodzie i po lesie walają się foliowe worki, papier toaletowy i osłonki przeciwsłoneczne oraz plan Warszawy z lat 80-tych. Moją uwagę przykuł jeden z ruszających się korzeni, poruszał się wolno, ale jak na korzeń to i tak szybko. Jest już chłodno, więc te jaszczury są trochę zmarznięte ;).
Tak, to jest padalec.
Z lasu wyjechałem jeszcze nieznaną mi ścieżką, od której odchodzą dwie inne, również wyglądające na ciekawe. Niestety ta, którą wybrałem, kończy się długą i głęboką piaskownicą. No trudno, doprowadzam rower do szosy i jadę jeszcze na górkę w Brzezinie, dalej szosą przez Wilkszyn do Wrocławia.
Niestety trochę się zasiedziałem na rowerze i trafiłem na koniec monster jamu. Trochę głupie uczucie, gdy trzeba wyprzedzać samochód na ścieżce rowerowej. Jeszcze głupiej powinien się czuć ten, kto zezwala tudzież przymyka oko, na takie praktyki (policja ma pewnie taki odgórny nakaz). Trawniki, sianie podlewanie jak krew w piach - rozjeżdżone. Pod domem trafiam na synchroniczne odpalanie silników i rytualny pochód do samochodów.
Piątek, 30 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 2
Dzisiaj trochę bardziej widokowo-krajobrazowo, a z pewnością więcej terenu. Wystartowałem przed szóstą, na Igliczną podjeżdżałem jeszcze po ciemku, miejscami miałem wątpliwość, czy dobrze jadę, bo po ciemku ta droga całkiem inaczej wygląda :D. Dojechałem na Igliczną, poczekałem na wschód słońca i zamieniłem słowo z właścicielem schroniska.
Zjechałem kawałek z Iglicznej do skrzyżowania szlaków i pojechałem nieszlakowaną drogą, wiodącą górną krawędzią jeszcze okraszonej jutrzenką Polany Śnieżnej do niebieskiego szlaku. Podjechałem kawałek zwózkową masakrą
Dalej czerwonym rowerowym na Żmijową Polanę i tym samym pobijam rekord wysokości o jakieś 30 m.
Czarna Góra znowu w chmurze
Szkoda, że nie pojechałem wtedy, w sierpniu, z Adamem w Masyw Śnieżnika. Na drogach jest rzeczywiście mnóstwo kamieni, a i w tak wysokich górach łatwo o niedotlenienie.
Jest też mnóstwo ostrych zakrętów.
Nie mówiąc już o przerażającej stromiźnie tamtejszych ścieżek.
Z polany przejeżdżam zielonym rowerowym, podcinającym strome zbocze Czarnej Góry.
Nagle słyszę donośny dźwięk, tak jakby toczących się kamieni, tętno wskakuje mi w ostatnią strefę i sarna przeskakuje przed moim rowerem.
Dojeżdżam do asfaltowej drogi prowadzącej na Czarną Górę, kilkadziesiąt metrów dalej zjeżdżam na zielony pieszy, który trochę męczy moje nadgarstki :P, ale przejeżdżam go w całości, co prawda ze średnią 7 km/h, ale i tak jestem z siebie zadowolony.
Dojeżdżam do niebieskiego, wyjeżdżam znów na Polanę Śnieżną.
Dalej jadę tą samą drogą na Igliczną, gdzie robię kilka zdjęć.
Następnie zjeżdżam z Iglicznej czerwonym szlakiem - bardzo fajna ścieżka, miejscami trochę stroma, ale raczej nie powinno być problemów z jej przejechaniem. Jedynie trzeba uważać na końcu, gdzie zaliczyłem glebę na śliskiej trawie. Po śniadaniu do szkoły :)
Środa, 28 września 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 2
Wstałem gdzieś koło 5:50 i już po 6 byłem przy rowerze. Włączyłem lampki i pojechałem w stronę Idzikowa, zrobiłem panoramę Masywu Śnieżnika, i saren pasących się na polu, i skręciłem na drogę 392 w stronę Stronia Śląskiego.
Na podjeździe na Puchaczówkę zatrzymywałem się parę razy - raz, żeby zjeść pół czekolady (jazda przed śniadaniem) a później na zdjęcia.
widać już jesień
widoki z przełęczy, na chmury...
nadajnik na Czarnej Górze
Z przełęczy skierowałem się asfalto-żwiro-błotem w stronę Czarnej Góry, odbiłem na niebieski szlak, a później skręciłem na zielony.
zwózkowa masakra na skrzyżowaniu zielonego i niebieskiego
tutaj też powinno być widać nadajnik, no ale są chmury ;)
Zielony szlak był całkiem przyjemny, tylko jeden bardziej kamienisty i stromy odcinek, dojechałem do polanki koło Iglicznej.
Później nadal jechałem zielonym szlakiem, wyjechałem trochę poniżej Iglicznej, więc podjechałem kawałek brukowaną drogą.
Sanktuarium MB Śnieżnej
widok w stronę Kotliny Kłodzkiej
i w stronę Śnieżnika
i Czarnej Góry(?). Zjazd asfaltem, po powrocie szybko zmyłem z siebie błoto, zjadłem coś i poszedłem na lekcje ;)
Sobota, 24 września 2011 · dodano: 24.09.2011 | Komentarze 0
Pojechaliśmy tak trochę trasą BM, do lasu wjechaliśmy innym niż zwykle wjazdem (przy drodze na Wilkszyn). Najpierw pojechaliśmy taką drogą: a później przez Górę Lisie Jamy, która byłaby dobrą alternatywą dla Wiśniowej, gdyby nie fakt, że nie ma na niej ścieżek. Ktoś chętny na wyprawę ze szpadlem? ;)
zdjęcia są autorstwa Kuby7033 Później na Wiśniową, dalej do Lasu Mrozowskiego, najfajniejszy zjazd w okolicy, później też fajny podjazd, znowu zjazd, zarośniętą już drogą koło opuszczonego cmentarza, w jego okolicy była przerwa na lans w słońcu następnie wylądowaliśmy w Białkowie. Kawałeczek szosy i znowu w las. Rowy trochę się spłyciły od czasu BM i łatwo można przez nie przejechać, co widać na załączonym obrazku.
Po przeniesieniu rowerów obok zwalonego drzewa dojechaliśmy do pałacu w Wojnowicach, później już bez postojów wróciliśmy do Wrocławia.
Piątek, 23 września 2011 · dodano: 24.09.2011 | Komentarze 0
Przez las na górkę w Brzezinie, zjazd, podjazd, zjazd i mały wyścig z napotkanym szosowcem. Wyprzedziłem go na pagórkach przed Wilkszynem, a później on mnie i cały czas utrzymywałem odległość tych 50-70 m, na podjeździe na mostek na Marszowicach zmniejszyłem różnicę do 20 m, a później się rozdzieliliśmy, cały czas trzymałem prędkość powyżej 30. No trudno, może innym razem. Po tym małym wyścigu byłem zmuszony do odpoczynku na przejeździe kolejowym, jestem usprawiedliwiony ;)
Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 2
Kolano już całkowicie mnie nie boli, ale i tak profilaktycznie nie katowałem się zbytnio :P. Nawet przenosiłem zwierzątka z asfaltu na pobocze. I przy okazji pękł trzeci tysiąc.