Dane wyjazdu:
37.60 km w
02:50 h
13.27 km/h:
HR max:189 (
92%)
HR avg:175 (
85%)
Podjazdy: m
Rower:
Kross Level A4
Volvo MTB Marathon Złoty Stok
Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 0
Start w Złotym Stoku miałem w planach od dawien dawna. Zaryzykuję stwierdzenie, że od 2011. O dystansie mega myślałem nawet dłużej. W końcu się udało – obie rzeczy naraz, a nawet trzy – Góry Złote jako miejscówka, MTB Marathon jako cykl zawodów i dystans MEGA! Jak tak dalej pójdzie z tymi planami i celami to w grudniu będę nurkować w meksykańskich Cenote.
Po sobotnim Jel-Carze musiałem nieco naprostować tarcze, założyłem też dętki Geaxa. Rano szybkie pakowanie i jazda do Złotego Stoku. Na miejscu spora kolejka do biura, stałem ponad godzinę po odbiór opłaconego wcześniej numeru. Podobno do 8:00 nie było prawie nikogo. No cóż… kto wcześnie wstaje, ten chodzi niewyspany…
Trafił mi się numer 1701, całkiem fajny. Do mocowania numerków są zipy, a nie jakieś sznureczki, na plus! Do kieszeni włożyłem trzy żele w tubkach i jeden w woreczku, który dostałem tydzień temu jako gratis. Po złożeniu roweru pojeździłem trochę, żeby wyregulować siodełko, a następnie ustawiłem się w sektorze. pomyślałem, że warto by obniżyć nieco ciśnienie w oponach. Odkręciłem nakrętkę wentyla w przednim kole, nacisnąłem lekko zaworek. Puściłem, ale nadal słyszę głośne SSSSSSSS.
-Tylko nie to – myślę, w międzyczasie nerwowo nakładam ślinę na palce i wkładam paznokieć w wentyl. Nie czuję igły – weszła za głęboko. Używam wypukłej zakrętki wentyla, jednocześnie analizując, czy wystarczy mi czasu na zmianę dętki. Wentyl odpuszcza. W ślinie nie widać ani jednego pęcherzyka powietrza. Uff.
Start opóźnia się o jakieś 10 minut. Zdążyłbym. Opóźnienie wykorzystuję na zebranie informacji o tym, co może mnie czekać. Zapowiada się fajnie. Odliczanie i start.
Chciałbym opisać całą trasę, ale to, co zapamiętałem jest mocno niechronologiczne. Chyba miałem lepsze rzeczy do roboty, niż zapisywanie każdego zakrętu i kamienia. Najpierw 8 km podjazdu. Szło mi bardzo dobrze – wreszcie tętno nie szaleje i mogę je trzymać w zakresie 180-185. Po podjeździe pierwszy zjazd – stawka była jeszcze zbita, przez co niektórzy się zatrzymywali i trzeba było ich omijać. Szkoda, bo był bardzo przyjemny. Fajny był jeszcze moment z jazdą po korzeniach i kamieniach wzdłuż jakiegoś strumienia, a później przejazd przez tę rzeczkę. Bufet, biorę napój, zjadam żel i ciastko. Podjazd na Borówkową najpierw prowadził leśnymi drogami, później zamienił się w stromą ścieżkę. Dałem radę :)
Zjazd po kamieniach i korzeniach. Super! Pełen ogień w dół! Chociaż po paru kilometrach takiego czegoś moje ręce miały już dość. Trzeci bufet – zjadam pomarańczę, uzupełniam bidon. Zostaje ostatni podjazd. Na początku starałem się podjeżdżać, ale skurcze w nogach wygrały i musiałem trochę odpuścić. Zjazd do mety to głównie szuter, z wplecioną jedną ciekawszą ścieżką.
Podsumowując. Start udany. Świetna pogoda, świetna trasa. Sprzęt jak zwykle niezawodny. Ani razu nie zabrakło mi trakcji, Saguaro to świetne opony na takie warunki. Bufety dobrze zaopatrzone. NA mecie bufet z makaronem – do wyboru z serem i wiśniami albo z sosem bolońskim. Wybrałem z serem. Dwa razy musiałem zsiadać z roweru na zjazdach – raz bo ktoś się zatrzymał przede mną, a drugi raz przy przechodzeniu przez rzeczkę, kamienia były za duże i za śliskie :D. Pod górę też jest już całkiem ok., w porównaniu do Piechowic albo innych wyjazdów w góry. Dziwne, bo zimą jeździłem tylko na trenażerze, a wiosną w sumie tylko w weekendy. Nie ważne. Nigdy więcej mini, tam można być zadowolonym tylko z wyniku ;)
73/94 w M2
225/393 OPEN MEGA
Tylko nie wiem dlaczego, ale od niedzieli spadłem o trzy miejsca w klasyfikacji :/
Wrócę na ten maraton za rok. Może giga?