Dane wyjazdu:
90.60 km w
05:05 h
17.82 km/h:
HR max:153 (
75%)
HR avg:180 (
88%)
Podjazdy: m
Rower:
Kross Level A4
WF na PWr III
Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 6
Wreszcie nie miałem daleko na miejsce zbiórki, na parking pod Orbitą dotarłem w 10 minut. Dzisiaj było chłodniej niż wczoraj, chwilę nawet kropił deszcz. Wydawało mi się, że przyjechało mniej osób zapisanych do grupy niż na pierwszym wyjeździe ;).
WF zaczęliśmy od jazdy po Lesie Pilczyckim, spotkaliśmy paintballowców. Sam lasek mam pod samym nosem, ale ostatni raz byłem tam we wrześniu i to na pieszo, z aparatem.
Pod Mostem Rędzińskim nie ma już tego pożerającego koła błota, może poprawili jakąś meliorację czy coś.
Dalej Królewiecką na Marszowice i do lasu. W lesie nic ciekawego, po przejechaniu szosy na Brzezinę trochę wyrwałem do przodu to mi się udało dwie sarny zobaczyć :). Później wjechaliśmy do Lasu Mrozowskiego, natrafiliśmy na wycinkę, musieliśmy się przedzierać przez chaszcze i jeżyny. Później trochę pól, łąk, bagienek, piasku. Górki w Lesie Miękinia. Po wyjeździe z lasu musiałem zmienić dętkę, bo mi gdzieś chyba jakiś kolec przebił i bardzo powoli schodziło powietrze.
Rok temu, na oficjalnym objeździe też przebiłem tam dętkę i musiałem wracać do Wrocławia szosą. A były to kilogramowe Kellysy Grippeny... Mam strasznego pecha do tych okolic. Gdy przekraczam linię Białków-Łąkoszyce, to czuję się, jakbym zbliżał się do jakiegoś jądra ciemności. I jeszcze ta wyciskająca soki z człowieka nawierzchnia - ni to błoto, ni to trawa i tak się jedzie po płaskim, mieląc jednostajnie pedały na jakimś wolnym przełożeniu. Mijając takie same trawy, takie same cieniutkie drzewa, wciąż te same widoki na horyzoncie.
Dojechaliśmy do Wojnowic, przejechaliśmy przez rowy koło pałacu. Do samego pałacu nie wjeżdżaliśmy, szkoda. W Lesie Mrozowskim było trochę ciężko, drwale zwinęli ścieżki, miałem nawet przez to problem ze zorientowaniem się.
W międzyczasie sklep w Brzezinie i asfaltowy podjazd.
Pojechaliśmy na nowy gwóźdź programu na maratonie. Za pierwszym razem coś próbowałem sprowadzać, później zrezygnowałem i chciałem wrócić na górę. Śliska glina nie ułatwiała mi tego zadania, pomimo zapierania się rowerem i tak musiałem ostrożnie stawiać stopy. Parę razy zsunąłem się ale w końcu udało mi się wdrapać.
Drugie podejście było ciekawsze. Zjechałem początek, na zakręcie nie wycelowałem w ścieżkę. Żeby uchronić się od przywalenia główką ramy w drzewo złapałem się mniejszego drzewa obok. Normalnie bym zahamował, ale tyłek miałem już na kole, a a przednie się blokowało. Dobrze, że nie ubrałem odzieży termo na nogi, o bym teraz ie miał kalesonów :>. W sumie mam tylko jakieś głębsze zadrapanie na kostce, lekkie otarcia od jeżyn na nogach i siniaka na udzie. W sumie dawno się nie wyglebiłem, więc nawet mi się podobało. raz na jakiś czas można :D.
Później pojechaliśmy na agrafkę, jeszcze ktoś przebił dętkę, więc zjadłem sobie trzeciego batona.
Później polami do Lasu Mokrzańskiego. Na Wiśniowej też ścinka, musieliśmy zrezygnować z podjazdów. Już na Osiedlu Malowniczym Krzyśkowi poszła dętka, więc zostałem z nim i Michałem i dobrze zrobiłem, bo poratowałem pompką. Michał miał jakąś taką z wężykiem, co przy odkręcaniu jej, odkręcał się także rdzeń wentyla Presty. Później pojechaliśmy przez Marszowice, Główną, Królewiecką, pod stadionem. Na Lotniczej się oddzieliłem i wróciłem do domu. Na Głównej widzieliśmy wypadek, okazało się, że jedna kierowca miała dwa promile alkoholu we krwi i wjechała czołowo w samochód na drugim pasie. Nawet jak się jedzie przepisowo, to można mieć pecha.
Co do samej trasy, to już się nie dziwię, że wycięli z mini ten kawałek obok Brzeziny, nawet zejść jest tam ciężko. Mini stało się w ten sposób wyjątkowo nudne - same leśne dukty i długość 20 km. Teraz tu już jeżeli jechać, to tylko na mega. Na ten zjazd po wyrobisku gliny muszę się wybrać i go troszkę lepiej ogarnąć ;)