Dane wyjazdu:
54.46 km w
03:38 h
14.99 km/h:
HR max:195 (
95%)
HR avg:153 (
75%)
Podjazdy: m
Rower:
Kross Level A4
Masyw Śnieżnika
Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 13.09.2012 | Komentarze 3
Po raz pierwszy byłem na świeżo wyremontowanym dworcu Wrocław Główny, wygląda całkiem ładnie, a i automaty biletowe są, więc nie musieliśmy stać w przydługiej kolejce do kasy.
Towarzyszem podróży jest Adam, ale w pociągu spotkałem także Argusiola z BS. Do Bystrzycy Kłodzkiej jedzie się tylko dwie godziny, czyli o wiele krócej niż do Jeleniej Góry...
Z Bystrzycy zaatakowaliśmy Puchaczówkę i dalej Czarną Górę, bez rozgrzewki było ciężko - na samą przełęcz dojechaliśmy w jakieś 58 minut.
Odnalazłem ścieżkę wiodącą na szczyt, która, gdy byłem tam w kwietniu, była mocno przysypana śniegiem. Na samą wieżę nie chciało nam się wchodzić, więc obeszliśmy szczyt od wschodu i zjechaliśmy na Polanę Żmijową (bardzo fajny zjazd). Od zjechania z asfaltu spotkaliśmy jednego człowieka.
z podjeżdżaniem ciężko
widok w stronę Śnieżnika
A to już Żmijowa Polana.
Dalej pojechaliśmy czerwonym szlakiem do Schroniska Na Śnieżniku, spotykaliśmy na szlaku trochę ludzi, w sumie jakichś ośmiu + tych, co w schronisku.
Stratocumulus lenticularis?
Dalej zielonym szlakiem, z którego odbiliśmy na żółty i zjechaliśmy nim do Międzygórza, przez Jaworek Górny. Sam Jaworek to bardzo urokliwa osada, z domami rozrzuconymi na rozległych łąkach...
Kto wie co to za drzewo?
Mieliśmy jeszcze podjechać na Igliczną i zjechać sobie bardzo fajnym czerwonym do Marianówki, ale nie potrafiliśmy przewidzieć, ile czasu nam to zajmie, więc zjechaliśmy zobaczyć zaporę na Wilczce.
Z Międzygórza pojechaliśmy do Domaszkowa, tam posiedzieliśmy 15 minut na stacji, po czym stwierdziliśmy, że jest za gorąco i pojechaliśmy na stację w Długopolu :D
Dworzec w tym uzdrowisku jest bardzo ciekawie położony - po przejechaniu połowy głównej ulicy natknęliśmy się na drogowskaz, mówiący, że do stacji powinniśmy zawrócić, więc tak zrobiliśmy. Ledwo zauważyliśmy, ukryty między budynkami mostek nad Nysą Kłodzką. Po zmianie strony rzeki jedzie się asfaltową drogą, mija się kawiarnię o tajemniczej nazwie "Horus" ulokowaną w równie tajemniczo wyglądającym starym kościele (rzadko spotykane), aż w końcu (po dobrych dwóch kilometrach przez las) dojeżdża się do samotnego budynku stacji. W samej stacji też jest coś dziwnego ;)
A z pociągu obserwujemy taką oto chmurę, chyba dobrze, że się pośpieszyliśmy :D