Dane wyjazdu:
34.60 km w
02:35 h
13.39 km/h:
HR max: (
%)
HR avg: (
%)
Podjazdy: m
Rower:
Kross Level A4
odyseja z Piotrkiem
Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 3
Umówiliśmy się pod szkołą, chwilę pogadaliśmy o swoich rowerach. Tutaj zacytuję jego komentarz z mojego notesika:
"Mogłeś dać chociaż XT, bo SLX to tak trochę słabo". Za to kolega planuje sobie zamontować w rowerze SPD. Ruszyliśmy, kolega został spowolniony lekko przez dzikie pnącza, ale jakoś się wyplątał. Przejechaliśmy przez ulicę, obejrzałem się za siebie, a jego nie ma...
Okazało się, że zatrzymał się przy przystanku pogawędzić ze znajomym. Postałem chwilę pod drzewem, dopiero gdy zaczęło mocniej lać, to raczył ruszyć tyłek. Pojechaliśmy na złomowisko, kolega oddał niepasujący do kolarki widelec. Upewnił się, że na pewno nie potrzebuję tarczy hamulcowej do Cinquecento, następnie, pozdrawiając "dzień dobry" wszystkich zbieraczy w okolicy, ruszyliśmy w stronę Lasu Mokrzańskiego.
Przy wjeździe do lasu, zostałem zapytany, cytuję z notesika
"Wolisz trasę hardcore czy bardziej hardcore?". Spojrzawszy uprzednio na zatkanego wodą XCRa, zapytałem się na czym polega hardcore tych ścieżek. Tutaj cytat z notesika:
" Na trasie hardcore będzie na 100% błoto, a na bardziej hardcore będzie jeszcze więcej błota"Leśnicy wyjeżdżający z trasy hardcore+ ostatecznie mnie przekonali do wyboru wariantu hardcore. Tak więc jechaliśmy szerokim na 2 m leśnym duktem (suchy pomimo opadów deszczu), w dodatku tym, który pokonuję na każdym treningu... Ponieważ kolega pochodzi z bliskich okolic tego lasu liczyłem, że pokaże mi jakieś ciekawe miejsca. Niestety ominęliśmy nawet ten cięższy podjazd do podnóża Wiśniowej Góry i wjechaliśmy łatwiejszą drogą.
W międzyczasie umilaliśmy sobie czas pogawędką. Dowiedziałem się, że pierwszą butelkę wódki wypił w tym lesie, ponieważ nie chciał, aby jego koleżanka piła alkohol. Pomyślałem, że to bardzo rycerskie, ale skwitowałem to mniej więcej tak:
"w sumie, to mogłeś wylać"Przed samym szczytem rozdzieliliśmy się - pojechałem podjazdem, który jest częścią trasy wrocławskiego bikemaratonu, a Piotrek wjechał inaczej. Teoretycznie wjechał, ponieważ nie wiem, czy musiał pchać, bo mnie przy tym nie było. Trochę pogadaliśmy o starych czasach. Nawet fajnie się gadało, dowiedziałem się, że na Wiśniowej Górze nie było wiśni, tylko tam gdzieś hen dalej. Dziwni byli ci Niemcy, pewnie dla niepoznaki nazwali ten pagórek Kirschberg.
Zbadaliśmy także rzekomy lej po bombie, który przez 60 lat nie zarósł. No proszę, jak to najwyżej 5 letnia wyrwa po przewróconym drzewie potrafi pobudzić wyobraźnię.
Zjechaliśmy z górki i pojechaliśmy w stronę Wilkszyna ścieżką, która biegła koło Żydowej Góry. Przynajmniej tak nazywał ją Piotrek jednakże, gdy zapytałem dlaczego tak się nazywa, powiedział, cytuję z notesika:
"nie chcesz wiedzieć". Podjechaliśmy pod dom jego koleżanki. Wydawało się, że nikogo nie ma w domu, więc kolega dla pewności zadzwonił do niej. Niestety nie odbierała... więc pojechaliśmy do następnej koleżanki, której też w domu nie było.
Po tej serii niepowodzeń pojechaliśmy do jakiegoś jego znajomego, któremu pożyczył pieniądze. Piotrek wszedł na podwórko, ja poczekałem na zewnątrz, ponieważ dziad myjący stopy w balii i szczekające psy trochę mnie zniechęciły. Kolega nie odzyskał pieniędzy, ale w sumie dobrze, że nie jest Jehowym, bo bym musiał od domu do domu z nim chodzić i ulotki rozdawać...
Pojechaliśmy do sklepu, kolega był bardzo zdziwiony, że nic nie jem ani nie piję, następnie pojechaliśmy w stronę Lasu Mokrzańskiego i dalej Wrocławia. Po drodze zatrzymała nas bibliotekarka(?) Piotrka, który nie oddał jakichś tam książek czy coś :P. Rozdzieliliśmy się w lesie, okazało się, że do domu wracałem trasą bardziej hardcore (oczywiście suchą).
Średnia wyszła całkiem niezła jak na góry.