Dane wyjazdu:
38.30 km w
02:38 h
14.54 km/h:
HR max: (
%)
HR avg: (
%)
Podjazdy: m
Rower:
Kross Level A4
MTB Marathon #2 - Złoty Stok
Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 8
Punktualność niestety nie jest moją mocną stroną. Nie spóźniłem się na start, ale tylko przy pomocy brata zdążyłem odebrać numer i złożyć rower. O rozgrzewce nie było już mowy, pojechałem prosto do sektora. Mimo braku rozgrzewki, początek jechało mi się dobrze - dosyć sprawnie przeskakiwałem kolejne grupki, wraz z zawodnikiem Sport-Profit. Zatrzymałem się na takiej z zawodnikami Old School MTB Gdynia, teamu znanego z inicjatywy Illegal XC, i tak zjechałem z Jawornika do Orłowca i pierwszego bufetu. Na podjeździe z Orłowca zacząłem im powoli uciekać, widać to
tutaj. Swoją drogą to bardzo ciekawe narzędzie, o wiele lepsze niż międzyczasy.
Zjazd poszedł mi całkiem sprawnie, według stravy urwałem 4 sekundy w stosunku do poprzedniego roku (56 zamiast 60). Następnie kolejny długi podjazd i łatwy zjazd do Wrzosówki i Lutyni. Na bufecie napełniłem bidon, niższy środek ciężkości zawsze się przyda. Byłem już kiedyś na pieszo w tej okolicy, z łąk w pobliżu Przełęczy Lądeckiej roztacza się wspaniały widok na Śnieżnik i inne góry. Na szczęście był on za plecami, więc nie rozpraszał mnie ;). Teraz zaczęło się najlepsze - trzeci długi podjazd - na Borówkową. Podjechałem znacznie więcej niż rok temu - oprócz początku wokół złamanego drzewa i jakiegoś bardziej stromego fragmentu z kamieniami.
Po podjeździe jak to zwykle bywa - zjazd. W tym wypadku jest to 2,5 km po kamieniach w dół. co prawda w większości trzymają się gleby, ale i tak jest to męczarnia dla ramion. Jechałem raczej sam lub w luźnej grupce, więc nie musiałem nadużywać hamulców - odciążyło to trochę ręce. Zjazd sam w sobie jest bardzo ciekawy i nie mogłem się go doczekać od samego startu. Mój ulubiony fragment to takie jakby schody ułożone z korzeni w rynnie. Czas na kącik chwalbipięty - zjechałem w 11 minut zamiast w 13 i jeszcze zdążyłem w międzyczasie wylecieć z roweru. Szkoda, że nikt tego nie widział, bo chętnie bym się dowiedział co ja tam zrobiłem. Chyba za szybko wszedłem w zakręt ze słabą widocznością, odbiłem się od kamienia i poszedłem w jagody jak dzik w żołędzie. Już się cieszyłem, że udało mi się opanować sytuację, kiedy wylądowałem znowu na ścieżce i w jakiś sposób poleciałem przez kierownicę. Na szczęście rower ani strój nie ucierpiał.
Został ostatni podjazd. Na samym początku złapały mnie skurcze, więc szybko napiłem się izotoniku i po chwili przeszły. Później jechałem na granicy skurczów - popijałem drobnymi łykami i starałem się nie stracić równowagi. Do połowy dawałem radę, ale później zacząłem pchać. Kawałek podjechałem, później znowu trochę poprowadziłem. Lepiej niż ostatnio, ale może w przyszłym roku podjadę całość. Dalej to już OGIEŃ do mety!
Jestem zadowolony ze startu, widać dużą poprawę względem ubiegłego roku. Szczyt formy także dał się odczuć. Czas na garść statystyk. Rok temu trasa miała 36,3 km długości, pokonałem ją w czasie 2:57. W tym roku trasa miała długość 39,2 km (dłuższy podjazd z Lutyni na Borówkową), było nieco wilgotniej i chwilami chłodno. Przejechałem ją w 2:45. Różnica wygląda na nieznaczną, ale gdybym tak jechał rok temu, to mógłbym wykręcić czas 2:32. Prawie pół godziny różnicy. Cel treningowy był taki, żeby urwać pół godziny względem zeszłego roku. Biorąc poprawkę na odrobinę gorsze warunki i dłuższą trasę uznaję go za wypełniony. Miejsce open przed połową stawki również jest całkiem OK. Niestety do "pierwszej setki" znowu trochę zabrakło. Podobno porównywanie wyników open między zawodami to trochę jak porównywanie średnich prędkości z dwóch różnych treningów. Zależy od wielu czynników, ma znaczenie tylko tu i teraz, ale miło by było zobaczyć kiedyś dwucyfrową liczbę na jakimś większym maratonie. Jeszcze wracając do czasu - czas i dystans z garmina różnią się od tego oficjalnego, bo miałem włączoną autopauzę, która załączała się na cięższych podjazdach. Na przyszły raz będę o niej pamiętać.
Za dwa tygodnie Bikemaraton w Wałbrzychu, dzień później MTB Marathon w Karpaczu. Po Złotym Stoku mam ogromną chęć na Karpacz, ale dwa górskie wyścigi dzień po dniu to za dużo. Za tydzień jest AMP w XCO w Jeleniej Górze i impreza towarzysząca AZS MTB CUP, polecam, ale chyba sobie odpuszczę - trzeba trochę odpocząć.